Zapusty


Mięsopust, Zapusty, Ostatki!Czas hucznego świętowania i żegnania się z karnawałem. Ostatnie dni karnawału, to przede wszystkim okres od tłustego czwartku do kusego wtorku – czyli wtorku poprzedzającego środę popielcową, chociaż oficjalnie żegnano się z karnawałem już od święta Trzech Króli.
A były to zabawy wyjątkowe, wesołe i huczne. Urządzano kuligi, przebierano się, odwiedzano karczmy i robiono sobie psikusy i żarty.
Carne-vale z języka łacińskiego dosłownie oznacza rozstawanie się z mięsem – dlatego też kto mógł i kogo było stać w ten czas jadł tłusto i dostatnio za dwóch, bo już za chwilę miał pościć przez 40 dni.


Czas karnawału był szczególnie ulubionym okresem do kojarzenia małżeństw. Kto jednak nie zdążył, lub nie chciał zmieniać swojego stanu nie był we wsi dobrze postrzegany.W ostatki panował zwyczaj karania kawalerów i panny za opieszałość do żeniaczki czy zamążpójścia. Do nóg takich osób przywiązywano drewniany kloc i kazano im z nim chodzić po wsi. Kiedyś był to duży kawałek drewna, z biegiem lat stawał się coraz mniejszy. Czasem zastępowała go głowa śledzia, czy kuper kapłona.
Trudno było paradować wśród sąsiadów z taką ozdobą i być wystawionym na śmiechy, żarty i szyderstwa…W niektórych rejonach Polski taki zwyczaj był praktykowany już w środę popielcową – czyli tak zwaną środę wstępną.Już “lepiej było iść w mięsopusty za lada chłopinę niż dźwigać szczepinę”.
Trzeba przyznać, że nie było łatwo działać wbrew przyjętym zasadom społecznym na polskiej wsi… 


Nie zawsze jednak żarty były okrutne i skierowane na konkretne osoby. W zapustne dni żartowano i psocono wszędzie, a niektóre pomysły na figle były niezwykle wymyślne. Zdarzało się, że drzwi do domów były blokowane ciężkimi klocami z drewna, lub były wyjmowane z zawiasów. Dla śmiechu nie raz na dach domu wtoczono cały wóz, z czym niejeden gospodarz miał potem nie lada kłopot. Na takie zabawy, chociaż dość uciążliwe, było jednak społeczne przyzwolenie. W tych dniach wszystko było na opak, na odwrót, w innym porządku. Kawalerowie mogli się przebierać za dziewczęta, kobiety za mężczyzn, normalny stan rzeczy przez chwilę jakby nie istniał.


Ostatnie dni przed popielcem ściągały ludzi do karczm, urządzano też potańcówki w domach. Kobiety szykowały jedzenie, a mężczyźni mieli zadbać o napitkę i muzykantów.Zabawy te miały służyć nie tylko uciesze, ale miały one także ukryty cel- zapewnienie dostatku, urodzaju i pomyślności wegetacyjnej. Na Pomorzu rybacy w ostatni poniedziałek karnawału zbierali się u swojego  szypra (czyli kapitana swojego kutra rybackiego) i przygotowywali specjalną sieć o nazwie niewód do połowu łososi.Taką sieć robiono aż do wtorku, a kiedy była gotowa, podwieszano ją do sufitu i każdy z rybaków huśtał się na niej. Potem wspólnie tańczono dookoła i śpiewano.
W książce Anny Koprowskiej – Głowackiej “Magia ludowa z Pomorza i Kujaw” można przeczytać, że istniał jeden wyjątkowy taniec nazywany wiwatem. “Tańczono go z kuflem piwa w ręku, dbając o to, by nie rozlać ani kropli. Jednocześnie skakano w miejscu w pewnej odległości od siebie, a następnie zbliżano się do siebie, podskakując i cofając się tak, by zmienić pozycję, ale cały czas mieć naprzeciw kobietę. Te zwyczaje miały przynieść każdemu z nich dobre połowy.”

Kiedy rybacy wynosili gotową sieć z domu, przekładali ją przez siekierę, która była ułożona na progu. To działanie miało ich uchronić przed złymi mocami i nieszczęściem. 
 Nie tylko mężczyźni mieli swoje rytualne tańce w zapusty. Kobiety tańczyły wokół kołowrotków, albo z kądzielą w ręku, podskakiwano wysoko  aby tym samym sprawić, że len, zboże i konopie wyrosną bujne, wysokie i zdrowe. Zdarzało się, że kobiety zamężne spotykały się w karczmie i w swoim ścisłym gronie i podskakiwały wysoko i wesoło tańczyły długimi godzinami. 


Domowa kuchnia w czasie zapustnym także serwowała wyjątkowe potrawy. W tłusty czwartek smażono pączki, placki i faworki. Często pączki były nadziewane słoniną lub kawałkami mięsa – bo niegdyś to właśnie mięso i tłuste jedzenie było uważane za największy rarytas i najzdrowsze pożywienie. Szykowano kasze, kapustę, ziemniaki i wszystko hojnie okraszano skwarkami.
Na Pomorzu znany był zwyczaj szykowania konkretnych smakołyków w konkretne dni zapustów. Miały one zapewnić ochronę przed głodem i sprowadzić na mieszkańców dostatek i szczęście. Tak więc w niedzielę wypiekano pączki zwane pomelkami, w poniedziałek placki pszenne, a we wtorek placki z mąki i kartofli nazywane plincami. 


Niezwykłym zwyczajem ostatkowym był chodzący po wsiach Zapust. Był nim mężczyzna przebrany w kożuch wywinięty na lewą stronę i w wysokiej czapie przystrojonej kolorowymi wstążkami i gałązką choinki. W ręku trzymał toporek wykonany z drewna z przyczepionym dzwonkiem. Zapust wraz ze swoim sługą chodził po wsi i ogłaszał koniec karnawału. Swój obchód kończyli w karczmie, z której wraz z wybiciem godziny dwunastej, wyrzucali wszystkich za drzwi!


“I ostatni wtorek bieży-

Choć się dawno  w głowie kręci,

Rozhulany rój młodzieży

Leci w taniec bez pamięci.

Strugi wina, jak fontanny,

Jak ulewne płyną deszcze,

Choć żar w piersiach nieustanny,

Wina, wina! Wina jeszcze!…”

Władysław Syrokomla

Autorka: Magdalena Bojarowska

bibliografia:
Jan Uryga: Rok polski w życiu, tradycji i obyczajach ludu. 2013 rok
Anna Koprowska-Głowacka: Magia ludowa z Pomorza i Kujaw. 2016 rok
Ewa Tomaszewska: Magia świąt. Zimowy cykl świąteczny w tradycyjnych zwyczajach mieszkańców kieleckich wsi. 2016 rok
Bernard Kielak: Zwyczaje doroczne Kurpiowskiej Puszczy Zielonej. 2005 rok
Artur Gaweł: Rok obrzędowy na Podlasiu. 2013 rok

Dodaj komentarz